03 czerwca, 2023

EPILOG

 
Trafił na idealny moment – do środka akurat wchodziła starsza pani z pieskiem, więc pod pretekstem przytrzymania dla niej drzwi gładko wślizgnął się do klatki. Staruszka podziękowała mu z ciepłym uśmiechem na twarzy, a on odwzajemnił ten gest, choć jego myśli krążyły obsesyjnie wokół celu wycieczki.
Wspinając się na kolejne kondygnacje, starał się odepchnąć od siebie czarne wizje. Na pewno nic jej nie jest, uspokajał się, po prostu ignoruje mnie dla zasady. Twarzą w twarz nie mogła go już dłużej zbywać, więc ta wizyta była jego jedyną szansą. Adrenalina i odrobina czegoś, co mógłby nazwać jedynie ekscytacją na myśl o spotkaniu kogoś dawno niewidzianego, buzowały w jego żyłach do tego stopnia, że nawet nie poczuł się zmęczony po przebiegnięciu pięciu pięter schodów. Wziął tylko jeden głęboki, wyrównujący oddech, po czym kulturalnie i bez pośpiechu zapukał do drzwi.
Przez kolejne sekundy słyszał wyłącznie ciszę. Gdy to nie działało, nadusił dzwonek, ale nie rozległ się żaden dźwięk po drugiej stronie, jakby ktoś go celowo odciął.
Wtedy do głowy zaczęły mu przychodzić czarne myśli. A jeśli groziło jej jakieś niebezpieczeństwo? Jeśli rzeczywiście coś się stało? Przeczesał dłonią rudawe włosy, ale nie mając innego wyjścia, zaczął uderzać w drzwi pięścią niemal nieprzerwanie.
Wówczas niespodziewanie szczęknął zamek.
– Co pan tak klupie we te dźwiyrze?*
Z rozczarowaniem ocierającym się o gniew spostrzegł, że to sąsiadka z mieszkania obok wyszła do drzwi. W średnim wieku, w fartuchu kuchennym i z wałkami na włosach.
– Dyć tam żodnego niy ma!
Zamrugał bezmyślnie.
– Jest w pracy?
Była sobota, nie przypuszczał, że mogłaby siedzieć w biurze w weekend, ale… kto wie, może zmuszona była znaleźć coś poza swoim wykształceniem.
– Ja, w robocie, ale chyba zagranicom.
Jego brwi ściągnęły się w konsternacji.
– Zagranicą…?
Sąsiadka przytaknęła głową.
– Ano – odparła. – Wykludziyła sie.
Serce, które ledwie drgnęło przy wspinaczce po schodach, nagle gwałtownie poderwało się do pracy. Świat wydawał się łódką kołysaną przez fale i podłoga nie dawała tak dobrego oparcia jak dotychczas. Przełknął ślinę i oparł się o ścianę.
– Kiedy?
– A bydzie ze dwa tydnie tymu – usłyszał. – Łostawiyła kartka we skrzince z numerym, jakby sie co dzioło. Bez to tyż niy ma co larma robić. Lepij do nij zadzwonić.
Zebrał wszystkie siły, żeby uformować coś w rodzaju uśmiechu.
– Dziękuję i przepraszam za zamieszanie.
Sąsiadka mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i schowała się z powrotem w swoim mieszkaniu.
Nieco jak w transie odwrócił się na pięcie i zaczął powolnie schodzić, stopień po stopniu. Wszystkie wspólne wspomnienia przeleciały mu przed oczami i jedna myśl nie chciała go opuścić: czy mogła mu zrobić coś równie okrutnego? Czy mogła go w ten sposób opuścić bez słowa? Jeśli tak, to czym sobie zasłużył? A może stało się coś niezależnego od niego…?
Przecież jej wytłumaczył, że po ślubie nic się nie zmieni, nadal będzie się z nią przyjaźnił. Stała się integralną częścią jego życia, częścią, bez której wszystko wokół stawało się nieznośne i męczące, puste i jałowe. Może zdołała siebie przekonać, że będzie inaczej, że jego intencje nie były czyste? Przecież już raz ją okłamał. Miała prawo podejrzewać go o sztuczki i niecne zamiary. Ale jeśli tak było, to nigdy nie dała temu wyrazu.
Zorientował się, że przystanął przy oknie na półpiętrze. Na zewnątrz dzieci bawiły się na placu zabaw, panował gwar. Zniszczoł nieświadomie zacisnął dłoń w pięść na parapecie. Mimowolnie również zacisnął szczękę. Stał jeszcze tak przez chwilę, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przestrzeni, po czym uderzył pięścią w parapet, zaklął pod nosem i zbiegnąwszy po schodach, opuścił budynek.
 
*
 
 
Data: 30 listopada 2017, 18:26
Temat: Propozycja
 
 
Drogi Antku!
Z przeprowadzonych ostatnio badań Uniwersytetu Danych z Dupy wynika, że w pewnej grupie nielotów z gatunku orłus polonicus pospolitus brakuje ostatnio grande cojones. W związku z tym zastanawiam się, czy zechciałabyś ich zaszczycić swoją obecnością, pozwolić im wykąpać się w blasku swojej chwały, aby przywrócić im dawną świetność i podnieść ducha zespołu? Chodzą słuchy, że niektóre osobniki wymagają twardej ręki w zarządzaniu i nie chcą słuchać nikogo, kto nie ma tak wysokiego statusu społecznego jak Ty. Nie ukrywam, że i ja chętnie skorzystam z takiej okazji.
Zbliża się pora zimowa, która jest typową dla aktywności tych ptaków, więc idealnie byłoby, gdybyś wpadła w któryś z miesięcy zimowych. Wówczas szanse na podniesienie morale są największe.
Uprzejmie proszę o odpowiedź na to zaproszenie w ciągu dwóch tygodni.
 
Z poważaniem
K.S.
 
PS Znam twojego nowego Instagrama i jeśli nie otrzymam odpowiedzi na czas, nie zawaham się nakłonić do niej osobiście.
 
Kurwa mać.
Ja pierdolę.
Zajebcie mnie, póki nie jest za późno.


 



* „Czego pan tak puka w te drzwi? […] Przecież tam nikogo nie ma! […] Tak, w pracy, ale chyba zagranicą. […] Ano. Wyprowadziła się. […] A będzie ze dwa tygodnie temu. Zostawiła kartkę w skrzynce z numerem, w razie, gdyby się coś działo. Dlatego nie ma co hałasować. Lepiej do niej zadzwonić.”

Tadaaaam! Koniec. Dotarliśmy. A konkretnie dotarłam ja sama (i jedna jedyna czytelniczka, co to się ostała).
Macie jakieś przemyślenia? Albo podejrzenia co do tego, kim może być K.S.? Jak oceniacie całość fabuły? Spodziewaliście się takiego zakończenia? Od siebie mogę dodać, że ten początek został dodany niedawno. Przez pewien czas byłam przekonana, że epilogu nie będzie w ogóle – część z mejlem była wpisana do ostatniego rozdziału. Dopiero potem natchnęło mnie, żeby zrobić inaczej.
Z innych ciekawostek, jeden cały rozdział został usunięty, konkretnie 16. – miał mieć tytuł Włoski numer, a 15. – Ostatni król skoczni. Tak naprawdę wycięty został piętnasty, a w jego miejsce wskoczył szesnasty, ponieważ ten wcześniejszy był swego rodzaju głupim zapychaczem i miał mieć egzystencjalną rozmowę z aktualnym prezesem PZN-u i czułam, że nie umiałabym go napisać tak, jak pierwotnie planowałam…
Na pewno żałuję, że nie napisałam całości na fali popularności Tośków, że się do tego nie zebrałam porządnie, kiedy jeszcze miałam czytelników, a także tośkowy mindset. Przyznam, że trudno mi było do niego wrócić po tylu latach, ale się zaparłam i może inaczej, niż początkowo zamierzałam, ale dokończyłam Tośków, bo najzwyczajniej w świecie na to zasługiwali. Zabawne trochę jest to, że kiedyś w rozmowie z moją ukochaną E_A powiedziałam: Napiszę Tośków, choćby mi miało to zająć dziesięć lat! Ale napiszę! – jest to o tyle śmieszne, że prolog został opublikowany tutaj 1.12.2016, epilog publikuję 3.06.2023 – a więc napisane całości zajęło mi siedem (7!) lat. Do dziesięciu zabrakło niewiele. Choć muszę uczciwie przyznać, że pisanie z tak odległej perspektywy czasowej miało swoje plusy, bo dało mi możliwość upychania smaczków, których nie byłabym w stanie wtrącić, pisząc na bieżąco.
Zdążyłam się też porządnie zestarzeć. W związku z moją wyjątkowo paskudną prokrastynacją Tośki odchodzą samotne, porzucone, przez nikogo nieczytane. No cóż. Spodziewałam się tego, pisząc je tak późno. Pocieszam się – choć może wydać się to głupie – że za czasów swojej największej świetności Tośki na pewno byłyby pożegnane z godnością, a Tolkowcy byliby bardzo zadowoleni (albo przynajmniej częściowo usatysfakcjonowani takim obrotem spraw). Koniec końców ich nadzieje nie poszły na marne. Być może rzecz wyglądałaby inaczej, gdybym starym sposobem trochę aktywniej reklamowała się na mediach społecznościowych, ale obawiam się, że w 2023 roku nie jest to możliwe bez narażania się na śmieszność lub, co gorsza, większe nieprzyjemności. Myślę, że świadomość SM znacznie wzrosła, także wśród sportowców i ich najbliższych. Zarówno skoczkowie, jak i ich żony, dość ochoczo zaglądają pod pewny twitterowy hashtag związany z naszym ukochanym sportem i gdybym tam – starym zwyczajem – regularnie wstawiała linka do swojego tekstu, to owszem, pewnie znalazłabym nowych (a może i starych) czytelników, ale obawiałabym się, że link ten wpadnie w niepowołane ręce, zostanie źle zinterpretowany bądź użyty „przeciwko mnie”. Naprawdę nie chciałabym się tłumaczyć przed sądem albo i całą Polską, będąc celem ogólnointernetowego linczu (myślę, że część z nas zna taki jeden przypadek…), że to tylko „głupie fanfikszyn” i że swoje postaci traktuję jak postaci, nie mają one w mojej głowie połączenia ze swoimi prawdziwymi odpowiednikami. Ale taka jest cena RPF…
 
W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim tym, którzy czynnie lub biernie brali udział w tej podróży ze mną, czyli wszystkim komentującym i niekomentującym, czytającym otwarcie i cichaczem pod kołdrą. Dziękuję za każde słowo otuchy – wiadomości prywatne, tweety, mejle, komentarze i ogólnie rozumiane zaangażowanie w budowanie tośkowej społeczności. Dziękuję, że mimo wszystko byliście, nawet gdy rozdziały pojawiały się bardzo nieregularnie, gdy rzucałam Wam ochłapy ze stołu. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, że pod pierwszym rozdziałem jest aż 45 komentarzy… do których (wszystkich, nie tylko tych) lubię często wracać, tak swoją drogą. Przypominają mi dobre czasy i rozgrzewają serducho. Zwykłe „dziękuję” nie jest w stanie wyrazić wszystkich moich uczuć, bo to dzięki Wam poczułam, że odniosłam sukces. Choć sukces to, rzecz jasna, bardzo relatywny termin – dla mnie 80 czytelników (zgodnie z ankietą na Nie-lotnych) to wielki sukces, dla innych mogłaby to być spektakularna porażka. Ale ja czułam się wygrana, zwłaszcza gdy pisaliście mi, że Tośki to coś, do czego lubicie wracać, kiedy szukacie pocieszenia, coś, co przenosi Was w czasie do lepszych momentów, pozwala umościć się wygodnie w miękkim kokonie bezpieczeństwa. To dla mnie wielki komplement, za który już zawsze będę wdzięczna.
 
Ale to jeszcze nie koniec. Wszystkich tych, którym jeszcze mało albo którzy czują się niepocieszeni takim zakończeniem spraw, zapraszam tu, bo już być może wkrótce coś tu się zacznie wykluwać… A jak do tego dojdzie, to dam wszystkim znać. Może skusi się ktoś jeszcze. Jak to mówią – „nadzieja matką głupich”. Niechże więc i sobie będę głupia z tą swoją nadzieją. Powiedziałam wszakże dawno temu, że niektórzy będą chcieli mnie ubić za takie zakończenie Tośków 2, ale ja sama chyba nie przeboleję, jeśli rzeczywiście ich historia tak się zakończy. Niechże im trochę szczęścia spłynie. Chyba sobie na to zasłużyli.
 
Jeszcze raz dziękuję… A gdyby się ktoś zastanawiał, to nigdy nie jest za późno na żaden komentarz. Każdy zawsze będzie wywoływał uśmiech na moje twarzy i każdy będę kochać miłością niezmierzoną.


Miejmy nadzieję – do zobaczenia wkrótce!